Muzyka

czwartek, 21 sierpnia 2014

Rozdział 1

Hej! Zapraszam na rozdział 1! Mam nadzieje, że się spodoba! :) 

Hermiona siedziała na kocu  w ogrodzie przy Norze. Obserwowała latających na miotłach Rona, Giny, Harry’ego i bliźniaków. Cieszyła się,  że nie zmusili jej by szybowała w powietrzu wraz z nimi. Nie lubiła latać. Wolała twardo stąpać po ziemi. Według niej było to po prostu marnownie czasu. 
Ułożyła się pod drzewem, które osłaniało ją przed palącym, letnim słońcem. Ażeby się nie nudzić wzięła ze sobą opasłą księgę noszącą tytuł „Zaklęcia w świecie Eliksirów”. Miała fioletową okładkę, a napis był w kolorze złota. Prosta, bez zdobień. Jednak dla Gryfonki nie ważny był wygląd, lecz treść. Zdążyła ją na razie tylko przejrzeć. Z tego co się zorientowała były tam proste zaklęcia pomagające przy pracy, ale i takie, które należało rzucić na miksturę, aby ją dobrze uwarzyć. Czyli książka bardzo praktyczna. Hermiona dostała ją w dość dobrej cenie na Pokątnej co ją bardzo cieszyło. 
Zależało jej na eliksirach. Chciała w przyszłości pracować w Mungu, a Eliksiry były do tego niezbędne. Na jej nieszczęście uczył ją Snape. Był wybitnym Mistrzem Eliksirów, to fakt, ale strasznie wymagającym i stronniczym. Hermionę denerwowało to, że nigdy nie była w stanie wyjść u niego powyżej Zadowalający. A z tego przedmiotu i tak dostawała tą ocenę za najlepsze, najdokładniejsze i najdłuższe pracę. Starała się więc jak mogła żeby osiągnąć coś lepszego. Chciała udowodnić temu staremu dupkowi z lochów, że na Sumach osiągnie Wybitny.
Musiała jeszcze popracować nad Transmutacją. Nie była jej tak potrzebna jak Eliksiry, ale chciała umieć dobrze przedmiot, którego nauczała opiekunka jej domu. Wszyscy wiedzą, że profesor McGonagal jest wymagająca.  Dlatego Hermiona kupiła sobie na wakacje dodatkową lekturę o tym przedmiocie „Transmutacja i jej przydatne zastosowania”. Również jej nie zaczęła, ale nie mogła się doczekać aż wchłonnie wiedzę, którą przekazywała jej treść. Na razie jednak miała do przerobienia przedmiot, którego uczył Snape. 
Hermiona wzięła sobie do rąk wcześniej wspomniana książkę o Eliksirach i zaczęła czytać. Przewracała kartki. Gdy czytała czuła całkowity spokój. Dzięki temu nie myślała o wojnie, choć na chwilę zapominała o niebezpieczeństwie wiszącym nad jej rodzicami, przyjaciółmi, jak i nad nią samą. Jej światem były ogony szczurów, języki jaszczurek, rozgniecione muchy i inne ingrediencje. W czasie czytania tylko to naprawdę się liczyło. 
– Hermiona! Naprawdę nie chcesz polatać? – Ron podleciał do niej przerywając  błogostan w jakim trwała.
– Ron ja mam naprawdę masę innych rzeczy do robienia! Nie mam czasu na jakieś niedorzeczne latanie. Muszę jeszcze obrobić Eliksiry, Transmutacje i przydałoby się poczytać trochę o Zaklęciach. A ty się nie uczysz? – Hermiona była nieco zirytowana zachowaniem Rona. W tym dniu zadał jej to pytanie co najmniej trzydziesty raz!
– Latanie wcale nie jest niedorzeczne – mruknął naburmuszony Ron. –  I nie zamierzam się uczyć. Ja w przeciwieństwie do niektórych umiem się bawić.
Chłopak odleciał.
– A potem będziesz brał ode mnie notatki, albo prosił o napisanie za ciebie wypracowania! – krzyknęła tylko za nim Hermiona, a następnie wróciła do czytania.
Mijający czas nie miał znaczenia.  Jego miarą były jedynie przeczytane strony, a nie minuty czy godziny. Hermiona chłonęła wiedzę z zaskakującą przyjemnością. Niestety ten rozkoszny czas zapomnienia znów został przerwany. Tym razem przez odgłos aportacji. Hermiona spojrzała w kierunku, z którego usłyszała dźwięk. W stronę Nory szło sześć postaci: Kingsley, Proudfoot, Savage i trzech innych mężczyzn, których Gryfonka nie kojarzyła. Jeden z nich upadł na ziemie. Wszyscy ledwo szli. Kingsley podtrzymywał dwóch innych, a o jednego z nieznanych facetów opierali się Proudfoot i Savage.
– Na Merlina! – krzyknęła dziewczyna i szybko pobiegła w ich kierunku.
Gdy do nich dotarła zorientowała się, że wszyscy są ciężko ranni.
– Hermm… Sprowadź… Poommoc…  – wyjąkał drżącym głosem Kingsley zanim upadł na ziemie tym samym wywracając pozostałych dwóch.
Hermiona krzyknęła z przerażenia. Jej przyjaciele nie zauważyli niczego i spokojnie sobie latali. Zostawienie tych ludzi nie wchodziło w grę, bo za nim by doszła pomoc, nie żyli by. Jeśli zostanie i sama zacznie ich leczyć również nie zdąży wszystkich uratować.
Hermiona nie wiedziała co zrobić w tej sytuacji była bezradna. Jej myśli galopowały jak szalone. Po chwili znalazła rozwiązanie. Przeklęła swoją głupotę i wyszarpała z kieszeni różdżkę.  Wyszeptała zaklęcie i w górę posłała czerwoną iskrę, która wybuchając mocno rozświetliła niebo, nie mówiąc o hałasie jaki spowodowała. To od razu zwróciło uwagę jej przyjaciół jak i osób przebywających aktualnie w Norze.
Giny i jej bracia oraz Harry podlecieli szybo do Gryfonki.
– Co się stało? – spytał przerażony Ron patrząc na rannych.
– Nie wiem! Pomóżcie mi, proszę! – powiedziała i natychmiast podbiegła do Kingsleya badając go i uleczając różnymi zaklęciami.
Ginny, idąc jej śladem, podeszła do jednego z rannych i również zaczęła go uzdrawiać.
– Ale… Ale jak? – jęknął Ron.
Hermiona odwróciła się i obdarzyła chłopaka surowym spojrzeniem.
– Jakbyś się uczył, a nie bawił to byś wiedział! – warknęła. A następnie zwróciła się do chłopców – Jak nie umiecie uleczać to lećcie po inną pomoc! Byle szybko!
Hermiona wróciła do pomocy medycznej. Kingsley był już stabilny, więc szybko podeszła do następnego mężczyzny.
– Emm… Hermiono? – zwrócił się do przyjaciółki Harry. – To raczej już nie będzie potrzebne. Twoje sztuczne ognie wszyscy usłyszeli. Z domku już biegną dorośli.
– To dobrze – ucieszyła się Gryfonka. – Stójcie więc tam gdzie stoicie i nie przeszkadzajcie, bo muszę się skupić.
Po chwili przybiegli do nich: pani Wesley, pan Wesley, profesor Dumbledore i profesor Snape. Hermiona pojęcia nie miała skąd tych dwóch się tam wzięło, ale nie miała czasu na myślenie o takich rzeczach. Mężczyzna, którego uzdrawiała, został uderrzony Sectusemprą i jakąś paskudną klątwą rozgniatającą kości na miazgę. Musiała się nim szybko zająć aby się nie wykrwawił. 
– O tym właśnie mówiłem – rzucił tylko ze złośliwym uśmieszkiem Snape.
– Tylko sześciu? – głos Dumledora brzmiał ponuro.
Hermiona starała nie skupiać się na ich rozmowie tylko na uzdrawianiu, ale ciekawość wzięła górę. Poza tym posiadała bardzo przydatną umiejętność , a mianowicie podzielność uwagi.
– Aż sześciu, bym powiedział – Snape zabrał się za uzdrawianie, a w jego ślady poszli państwo Wesley.
– Trzeba będzie zwołać dzisiaj spotkanie Zakonu – dyrektor był zdenerwowany, słychać to było w jego głosie.
Dumbledore klęknął przy Severusie i pomagał mu uzdrawiać rannego aurora.
W tak licznym gronie uzdrawianie poszło w miarę sprawnie. Obecność Dumbledore i Snape'a okazała się być bardzo pomocna. Wszystkich sześciu aurorów udało się utrzymać przy życiu. Gdy stan wszystkich był stabilny dyrektor kazał państwu Wesley przenieść ich do Nory.  Matka przyjaciół Hermiony strasznie lamentowała i biadoliła nad stanem aurorów, a jej mąż starał się ją uspokoić. Z ich rozmowy Gryfonka nie wiele wywnioskowała, bo zbyt bardzo była zszokowana tym co się stało.
– Dziękuje panno Granger. Gdyby nie Pani logika i umiejętności Ci aurorzy już by nie żyli. Tak samo podziękowania należą się pannie Wesley – Dumbledore skinął głową w stronę dziewczyn w geście uznania.
Profesor Snape jedynie prychnął i aportował się.
Ruszyli w stronę Nory. Hermiona na chwilę opuściła swoich przyjaciół i podeszła do dyrektora. Zrównała się z nim krokiem. Przez chwilę zastanawiała się czy zadać pewne pytanie. Nie byłoby to zbyt grzeczne wtrącać się w czyjeś sprawy, ale Hermiona nie mogła się pozbyć chęci poznania odpowiedzi. Dumbledore patrzył na nią pytająco. 
– O co chodziło w rozmowie Pana z profesorem Snape’m? – wrodzona ciekawość Hermiony wzięła górę nad taktem.
Dyrektor jedynie uśmiechnął się smutno.
– Dowiecie się dzisiaj na zebraniu Zakonu – rzekł spokojnie.
Hermiona zmarszczyła brwi.
– Ale my nie należymy… Zaraz… Czy Pan chce nas wcielić do Zakonu?! – Hermiona wybałuszyła oczy na profesora i otworzyła usta ze zdziwienia. 
To było przecież nie możliwe! Inni członkowie nigdy by na to nie pozwolili! Mimo że ona, Ron i Harry byli dorośli to w oczach starszych byli jeszcze dziećmi. W pewnym sensie mieli trochę racji... Hermiona od dawna przyglądała się zachowaniu jej przyjaciół. Byli beztroscy, a ich życie było ciągłą zabawą. Dziewczyna wiedziała, że również nie jest idealna. Ona sama żyła marzeniami, starając się odsuwać myśli o wojnie. Tak naprawdę to dlatego ostatnimi czasy praktycznie zakopała się w książkach. Chciała zapomnieć o strachu... W tym momencie dyrektor przerwał tok myślowy mówiąc: 
– Niestety. Zmusiła mnie do tego nasza aktualna sytuacja. – Westchnął.
Hermiona była zdziwiona. Nie wiedziała co mogła ich skłonić do takich radykalnych działań. Jednak cieszyła się z tego. Wreszcie mogła zacząć działać. Bała się. Bardzo. Nie był to jednak strach o nią samą, tylko o jej przyjaciół. Prześladowała ją myśl, że kiedyś może zobaczyć któreś z nich w kałuży krwi.  Teraz jednak mogła działać. Być może dzięki swojemu poświęceniu uda jej się uratować tych których kocha. Już dawno obiecała sobie, że zrobi wszystko żeby zapobiec cierpieniu innych. Nawet własnym kosztem. Będzie się starać żeby jak najbardziej wesprzeć Zakon. On tego zależy tyle niewinnych istnień... Uśmiechnęła się promienie. Mieli szczęście, że Harry, Ron, Ginny i bliźniacy szli w pewnym oddaleniu od nich. Zaczęłaby się cała wrzawa, a tak to dowiedzą się tego bardziej odpowiednio – pomyślała dziewczyna. Nurtowało ją jeszcze jedno. To chyba był jeden z głównych problemów jeśli chodzi o wstąpienie ich do Zakonu. Nie chodziło wcale o to, że była to jakaś wielka przeszkoda, ale nie chciała martwić pewnej osoby, która chciała dla nich jak najlepiej
– Pan sobie zdaje sprawę jak zareaguje Pani Wesley? – spytała z wahaniem zerkając na profesora.
Zaśmiał się.
– Molly ma to do siebie, że wszystko przyjmuje bardziej emocjonalnie niż inne osoby. Szczególnie jeśli chodzi o wystawienie jej rodziny na niebezpieczeństwo. Będzie zła, to oczywiste, ale w końcu przywyknie.
Hermiona skinęła głową. Profesor ma rację.
– Dropsa? – spytał jeszcze wsadzając sobie cukierka do buzi.
– Nie dziękuję – odmówiła Hermiona i uśmiechnęła się do dyrektora.
– Idź do swoich przyjaciół. Ja faktycznie muszę ustalić to z Molly – powiedział zamyślony i odszedł.
                Hermiona patrzyła jeszcze chwilę na oddalającego się profesora, współczując mu rozmowy z Panią Wesley, a następnie podbiegła do grupki idącej kawałek dalej. Z ich rozmowy zorientowała się, że również próbują zrozumieć rozmowę Snape'a z dyrektorem. Zrozumiała tylko tyle, że w ich mniemaniu profesor jak zwykle był wszystkiemu winny. No bo jakżeby inaczej?
– A ty co o tym sądzisz Hermiono? – spytał Ron.
Dziewczyna jedynie wzruszyła ramionami.  
– Nie wiem co o tym sądzić. Mam nadzieje, że wkrótce się dowiemy – odparła.
– Jak mamy się dowiedzieć… – zaczął Fred.
– Skoro nie należymy do Zakonu? – dopowiedział George.
– Nie wiem, ale wieści szybko się rozchodzą – stwierdziła Gryfonka nie chcąc ujawnić czego dowiedziała się od dyrektora.
– Hermiona ma racje, pewnie napiszą o tym w Proroku! – Ginny zgodziła się z przyjaciółką.
– No tak… W końcu sześciu rannych aurorów to świetny materiał dla dziennikarzy… Na pewno wywąchają co i jak – mruknął Harry.
– A w sumie to jak sześciu aurorów dało się tak podejść? Czy oni nie umieją wykonywać swojego zawodu? – odparł Wesley, należący do Wielkiej Trójcy, marszcząc brwi.
– Ron! – krzyknęły wzburzone zachowaniem chłopaka Ginny i Hermiona.
– Uważacie, że nie mam racji? Ja bym tak się nie dał! – odrzekł dumnie wypinając pierś.
– Myślę, że jak oni wrócili w takim stanie to ty byś wrócił w kawałkach – stwierdziła wściekle Ginny.
– Ron oni są doświadczonymi czarodziejami. Założę się, że ich wrogowie mieli sporą przewagę liczebną. Oni prawie oddali życie za sprawę Zakonu, a ty ich krytykujesz! – Hermiona zbeształa przyjaciela.
Ron oblał się rumieńcem. Chyba dotarło do niego, że naprawdę mówił głupoty.
– Macie racje. Przepraszam – mruknął po chwili zawstydzony.
– Nic się nie stało – Harry przyjacielsko klepnął Rona po plecach. – Tylko nie mów tak więcej.
Hermoina jedynie westchnęła. Ron nie miał żadnego wyczucia, ale mimo to go lubiła. Czasami zastanawiała się co skłoniło ją do tej przyjaźni. Mimo to Ron wielokrotnie udowodnił, że jest wart uczucia, którym darzyła go dziewczyna. Dlatego Gryfona puszczała płazem wszystkie głupoty, które bardzo często mówił Wesley.
Dotarli do Nory. Hermiona zawsze lubiła ten dom. Nie był bogato urządzony, ale przytulny. Zresztą to nawet nie chodziło o ściany, ale o mieszkańców. Czuło się tutaj ciepło i miłość. To była taka rodzina gdzie ludzie naprawdę mocno się kochali i szanowali nawzajem. Podeszli bliżej i już od progu usłyszeli krzyki Pani Wesley.
– NIE! NIE! NIE! Nie zgadzam się!!! Albusie, rozumiesz?! Nie ma mowy!
                Wrzaski dochodziły z kuchni. Tam też skierowała się Hermiona z przyjaciółmi.
Na ziemi leżały rozbite talerze.  Stół był pokryty kawałkami stłuczonego klosza . Na suficie zaś wisiała samotna żarówka. Meble były poprzewracane. Na ziemi leżała mizeria, a niedokrojony ogórek leżał parę metrów od nieszczęsnej sałatki. Ogółem pomieszczenie wyglądało jak pobojowisko po walce ze śmierciożercami, którym umyśliło się wziąć ze sobą przygłupiego olbrzyma. Pani Wesley stała przy dyrektorze z nożem i różdżką w dłoniach. Profesor jedynie delikatnie się uśmiechał, natomiast Pani Wesley była cała czerwona, a wściekła mina informowała o tym, że najchętniej rozszarpałaby Dumbledora na strzępy.
– Nie zgadzam się na przystąpienie moich dzieci, Harry'ego i Hermiony do Zakonu!!!
– Molly…
– Powiedziałam NIE!!!
Przyjaciele Hermiony spojrzeli zdziwieni po sobie. Gryfonka wiedziała, że wiadomość wzbudziła w nich szok. Hermiona zastanawiała się co powinna zrobić, bo przecież muszą wstąpić do Zakonu! To jedyna szansa by móc pomóc. Dzięki temu jej wiedza nie pójdzie na marne! Nie wiedziała jak przekonać rozwścieczoną Panią Wesley. Jednak jej problem został rozwiązań przez kogoś innego. Ron wkroczył do kuchni.
– Mamo nie możesz! – krzyknął.
Zaskoczona Pani Wesley odwróciła się i próbowała coś powiedzieć, ale przerwała jej Ginny:
– Tym razem popieram Rona!  – dziewczyna podeszła do brata i położyła mu dłoń na ramieniu.
– My też! – dopowiedzieli solidarnie bliźniacy również odważywszy się wejść do zdemolowanego pomieszczenia.
Mamie rudzielców na chwilę zabrało mowę co dało czas na działanie Chłopca, Który Przeżył i Panny Wiem To Wszystko. Podeszli oni solidarnie do swoich przyjaciół.
– Pani Wesley poradzimy sobie – rzekł spokojnie Harry
– Przypilnuje ich. –  Hermiona uśmiechnęła się do kobiety.
Dyrektor był zadowolony z takiego obrotu sprawy.
– Ale co ja zrobię jak wy zginiecie? Cała rodzina w Zakonie! O Merlinie! I jeszcze Harry, i Hermiona. Albusie… Dlaczego?
– Wiesz dlaczego – odparł poważnie profesor.
Molly łamała się. Widać to było po jej zrezygnowanej minie. Po chwili powiedziała.
– Ja się na to nie zgadzam. Nigdy się nie zgodzę. Róbcie sobie co chcecie, ale będę przez was nieszczęśliwa jeśli dołączycie do Zakonu.  Jeśli tego chcecie… Proszę bardzo.
Pani Wesley wyszła żeby nie słyszeć okrzyków radości swoich dzieci i ich przyjaciół. Zrozumieli, że ona właśnie im pozwoliła. Hermiona wiedziała jednak, że inaczej być nie mogło. Pani Wesley i tak by wyraziła zgodę.
– Dzisiaj odbędzie się wasze pierwsze spotkanie. O dwudziestej. Tutaj, w Norze. Ja idę, bo mam jeszcze parę spraw do załatwienia – dyrektor skierował się do wyjścia.
– Do widzenia – odpowiedziała chórem młodzież.
Dumbledore uśmiechnął się tylko pod nosem i udał się za bariery chroniące Norę by się aportować.

9 komentarzy:

  1. Zapowiada się kolejny ciekawy blog w twoim wydaniu .
    Rozdział fajny .

    OdpowiedzUsuń
  2. Zapowiada się nieźle, czekam na kolejny rozdzial zapraszam do mnie www.hg-ss-all-i-need.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  3. Nawet nie wiesz jak się cieszę, że napisałaś komentarz z linkiem na moim blogu. :3
    Piszesz ciekawie, zastanawiam się jak pójdzie Hermionie z tymi eliksirami...
    Znalazło się kilka literówek, no ale to każdemu się może zdarzyć.
    Czekam niecierpliwie na kolejny rozdział,
    Astria

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki wielkie! Tak, sama jak czytałam to znalazłam parę literówek, ale poprawię to. :)
      Dzięki jeszcze raz.
      Pozdrawiam,
      Sheila

      Usuń
  4. Good Morning
    Good Morning
    We've talked the whole night through
    Good Morning
    Good Morning to you

    Good Morning
    Good Morning
    It's great to stay up late
    Good Morning
    Good Morning to you


    O matko, kochana ty moja! <3
    Może zacznę od tego, że wielce ci dziękuję za tak wielkie wsparcie na moich obu blogach :) Musiałaś poświęcić z pewnością wiele cennego czasu by to przeczytać. Zapewne nie było to dla ciebie ogromną katorgą, ale mimo to dziękuję, bo to wiele dla mnie znaczy :)
    A teraz czas na twój blog :D Otóż, kochana, idzie ci naprawdę bardzo dobrze :) Jestem z ciebie dumna :D Super :)
    Powiem szczerze, że reakcja Molly, była bezbłędna, oj taaak <3 Chyba gdzieś właśnie widziałam kiedyś coś podobnego i rozbawiło mnie to do łez - noże, jedzenie, kuchnia-pobojowisko xD

    OdpowiedzUsuń
  5. może zacznę od tego co mi nie do końca pasowało a potem dopiero przejdę do pochwał.
    "Hermiona wzięła sobie do rąk wcześniej wspomniana książkę o Eliksirach..." - sobie jest tam zupełnie nie potrzebne ewentualnie można było inaczej zbudować zdanie.
    "Wreszcie mogła zacząć działać... Teraz mogła zacząć działać..." - powtórzenie jest zupełnie niepotrzebne.
    Poza tym było kilka literówek ale nie przeszkadzały w czytaniu.
    Styl czytelny i lekki. Używasz ładnego języka ale bez zbędnych ozdobników.
    Hmmm czytałam już kilka podobnych początków opowiadań. Wiele z nich zaczyna się właśnie od wstąpienia młodszych Weasley'ów i reszty złotej trójcy do Zakonu. Ciekawa jestem jednak jak ty poprowadzisz dalej fabułę. Postaram się zaglądać kiedy pojawi się coś nowego.

    OdpowiedzUsuń

Drogi czytelniku,
Ty który czytasz moje wypociny - zostaw komentarz. Napisz cokolwiek bylebym wiedziała, że czytasz. Dla Ciebie to parę sekund by napisać krótką notkę. Ja nad rozdziałem męczę się parę godzin, a z wymyślaniem schodzi parę dni. Proszę Cię zostaw po sobie ślad - nawet nie wiesz jak się ciesze z każdego komentarza.
Pozdrawiam i życzę miłego czytania
Sheila